środa, 29 lutego 2012

Rosjanin na Florydzie

Czekając na plan konferencji prezentować będziemy Wam zajawki zakwalifikowanych referatów, oraz rysunki inspirowane nadesłanymi abstraktami autorstwa Oli Szmidy. 

Czy Rodion Raskolnikow miał swojego Mrocznego Pasażera? Czy Dexter Morgan wie, że za dopuszczone zbrodnie, czekać musi go kara? W czym podobne są do siebie słoneczne Miami i mroźny Petersburg? Na te pytania postara się odpowiedzieć w swoim referacie Rosjanin na Florydzie. Serial "Dexter" wobec wybranych problemów twórczości Fiodora Dostojewskiego Anna Kitowska, studentka filologii rosyjsko-angielskiej.  

Rys. Ola Szmida


czwartek, 23 lutego 2012

Rozmowa z prof. Wojciechem Bursztą

W czasie gdy trwa liczenie głosów i komisja rekrutacyjna spiera się nad wyborem uczestników konferencji Czas Seriali, zamieszczamy do wolnego czytania lekturę wywiadu z profesorem Wojciechem Bursztą. Wszak wszyscy jesteśmy POP!


O nowej jakości w amerykańskim serialu telewizyjnym

Z profesorem Wojciechem J. Bursztą rozmawiają Ewelina Kasperek i Sandra Wojciechowska

Sandra Wojciechowska – Dlaczego serial robi dziś tak zawrotną karierę?

Wojciech Burszta – Powodów jest kilka i większość nie jest związana w ogóle z  fenomenem seriali. Seriale są efektem tego, co się dzieje w kulturze, a zwłaszcza w mediach. Po pierwsze mówi się o końcu telewizji, właściwie już jest to teza przywoływana powszechnie, że w takim znanym nam kształcie telewizja masowa już właściwie nie istnieje. Mówi się o tzw. telewizji jakościowej. Jakościowej czyli wielokanałowej, skierowanej do różnych nisz widzów. Z masowością nie ma to nic wspólnego. Seriale, które były pierwszymi flagowymi okrętami telewizji jakościowej jak np. ABC i HBO przede wszystkim, mówią nam w jakim kierunku telewizja zmierza jako medium po prostu technologiczne. Druga sprawa jest taka, że powszechnie przecież mówi się o końcu książki, o końcu czytelnictwa w takim tradycyjnym sensie. I w tym rozumieniu seriale dzisiaj przejmują rolę spoiw społecznych. Seriale i ich znajomość to jest jedyne spoiwo ludzi, którzy są na równi kompetentni w treściach. O żadnych książkach nie powiemy dziś, że można znaleźć szersze grono ludzi, które „żyje nią”. To samo dotyczy muzyki ze względu na zmianę nośników, nie dyskutuje się o żadnych konkretnych płytach tylko o co najwyżej playlistach. Natomiast seriale tworzą swoiste całości, które są powodem rozmaitego rodzaju aktywności. A po trzecie jest to, już z punktu widzenia samych twórców tych seriali, świadomy zabieg, który wiąże się z telewizją jakościową, ale który tak naprawdę jest zupełnie nową jakością w telewizji, w obliczu końca telewizji. To są seriale robione z pełną świadomością dla tej publiczności, która tą tezę o końcu telewizji zna, tzn. korzysta w inny sposób niż powiedzmy tradycyjny. Jest to najkrócej mówiąc cały zestaw propozycji kierowanych do bardzo konkretnych widzów. To nie są przecież seriale wyświetlane w Stanach, w publicznej i łatwo dostępnej telewizji, ale właśnie barierą jest to, że są to płatne kanały, są to filmy, których nie da się pokazach w prime time ze względu na treści i zabawę konwencjami itd. Różnie się wskazuje na początek telewizji jakościowej. Niektórzy wskazują na „Twin Peaks”, niektórzy „Z Archiwum X”. W każdym razie od końca lat 80. istnieje świadomość, że widz będzie właśnie gustował w takich serialach. I to jest zupełnie inna koncepcja serialu związana ze sposobem odbioru telewizji. Tak naprawdę to są seriale  robione z myślą, że je się ogląda non stop przez kilka godzin, czyli „chapie” się ileś tam odcinków, a nie że co tydzień czekamy o określonej godzinie. Pojęcie sezonu – też nie istniało coś takiego.

S.W. – Seriale zyskały status kolekcjonerski, można kupić sobie całe sezony a później postawić na półce…

W.B. – No właśnie, pojawia się to zjawisko boxów. Jest to niewątpliwie nowa jakość w tym sensie, że to są jedyne produkcje, które znowu ogląda się zbiorowo, najczęściej w gronie rodziny, w każdym razie nie w samotności. Z socjologicznego punktu widzenia jest to niezwykle istotne, że jednoczy to widzów przed telewizorem. To są takie wspólnoty kompetencji, które powstają w obrębie rodziny i szerzej także w obrębie rozmaitych grup towarzyskich, które są oznajmione właśnie w tych kodach związanych z poszczególnymi filmami, tak jak kiedyś były wspólnoty, które potrafiły te kody czerpać na przykład z literatury.

Ewelina Kasperek – Jeszcze niedawno mówiło się, że za sprawą internetowych mediów społecznościowych dojdzie do rozproszenia społeczeństwa.

W. B. – Tak, i nic się z tego nie sprawdziło, jak widać.

E.K. – Czy można potraktować seriale jako pewien mit?

W.B. – Właśnie o to chodzi, że to jest nowa jakość również z tego względu. Tego się nie da czytać właśnie w tradycyjny sposób, barthesowski. Seriale są metaserialami, w tym sensie, że są kierowane do widzów, którzy mają jednak sporą kompetencję i w odbiorze telewizji i w kodach kulturowych kultury amerykańskiej, czy w ogóle popkultury. Głowę daję, że my nawet jednej trzeciej nie jesteśmy w stanie wychwycić tych smaczków, które (nawet jak oglądamy to w oryginalnej wersji językowej) są istotne dla Amerykanów, w jakim momencie, w jakiej wersji, jaka piosenka. Sporo już przecież napisano na ten temat dlaczego np. piosenka Boba Segera, zresztą barda kontrkultury, leci na początku „Trawki”. To są ponowoczesne filmy, w tym sensie, że one biorą w cudzysłów po prostu samą konwencję serialu tradycyjnego. W ramach tego pomysły są bardzo różne oczywiście, bo niektóre są obliczone na jednak długość trwania, a niektórym zostawia się otwartą furtkę aż do wyczerpania. I to różnie się kończy – bardzo duże niezadowolenie było z zakończenia np. „Z Archiwum X”.

S.W. – Im bardziej wieloznaczna fabuła serialu, tym chętniej widzowie poszukują odpowiedzi.

W.B. – Naturalnie.

S.W. – Zbierają się zbiorowości fanowskie…

W.B.  – Tak. I to co widzimy na Youtubie czy na innych portalach społecznościowych to jest to, co nazywamy kulturą konwergencji, tworzy się alternatywne wersje, kręci się własne amatorskie, to się wzięło z „Gwiezdnych wojen”, ale dziś to powszechne. A więc to jest bardzo aktywny odbiór. To jest coś też nowego.

S.W. – Seriale stały się przykładem opowiadania transmedialnego?

W.B. – Naturalnie, Wy jako filolożki doskonale o tym wiecie. To jest dokładnie to.

S.W. – Ogląda Pan jakieś seriale?

W. B. – No oczywiście, że oglądam. Nie mogę wszystkiego, bo nie miałbym czasu na pracę naukową, ale oglądam, z każdego gatunku staram się jeden, oczywiście od dechy do dechy, to jest wiadome. W rodzinie oglądamy po 10, 12 odcinków, to są takie sesje. Te seriale, oczywiście poza tym co powiedziałem, że są metaserialami, że są bardzo ponowoczesne, oczywiście mają jeszcze osobne kategorie ich w obrębie. Tu należy wspomnieć jednak o tych serialach historycznych, to też jest zupełnie nowa jakość w porównaniu z tradycyjnymi historycznymi. Mam na myśli „Rzym”, „Zakazane Imperium” o historii Ameryki; sporo moglibyśmy wymieniać.

S.W. – „Mad Men”…

W.B. – “Mad Men” oczywiście, teraz “Borgiowie”. Dlaczego to są filmy inne od tradycyjnych, historycznych seriali? Dlatego, że one są kręcone tylko po to, by te realia np. Rzymu były pretekstem do dyskusji o współczesnej polityce, o współczesnej Ameryce przede wszystkim. Tak jak w „Rzymie”, który zupełnie był odczytywany właśnie w tym kontekście. Zresztą trudno się dziwić, wiedza historyczna Amerykanów i ich kompetencje historyczne są znikome. Ale w tych dekoracjach jakby widać właśnie te odwieczne problemy i że nic się nie zmienia tak na dobrą sprawę.

S. W. – np. „Mad Men” pokazuje lata 60. z perspektywy agencji reklamowej. Mam wrażenie, że to zostało po prostu zdekonstruowane.

W. B. – Właśnie, bo możemy użyć też tego słowa, już takiego trochę zbanalizowanego. Ale tam się poszczególne rzeczy dekonstruuje w tym tradycyjnym derridiańskim sensie, jak prowincja amerykańska, jak model rodziny przecież, a jednocześnie walczy się czy ujawnia te odwieczne amerykańskie tabu, czyli jak w „Trawce” stosunki seksualne między Afroamerykaninem a białą kobietą itp. Tego się oczywiście do niedawna w ogóle nie zobaczyło w  telewizji oficjalnej nazwijmy to, ogólnodostępnej. Pomijając to, to jest świetna zabawa jak aktorzy wspominają, mogą się wreszcie napalić papierosów.

S.W. – W „Mad Menie” to jest ich atrybut, papieros i szklanka z drinkiem. Wydaje nam się jednak, że ten serial wbrew pozorom dotyczy bardziej kobiet niż mężczyzn.

W. B. – Tak. To jest właśnie jeden z tych przekazów niekiedy bezpośrednich. Albo jawnie jest ta emancypacja pokazana, albo poprzez intrygę, jak w „Trawce” czy innych serialach w rozmaitych kontekstach, bo i w „Chirurgach”, „Gotowych na wszystko” żeby sięgnąć do wcześniejszych.

S.W. – Nas interesuje również różnica między serialami polskimi a amerykańskimi. Bo to jest też zaskakujące, że zawsze kiedy się wspomina wśród znajomych o serialach polskich, każdemu przychodzą na myśl telenowele typu „Klan”, „M jak miłość”, a nie pamięta się o takich serialach, które mogłyby być uznane za wartościowe.

W. B. – Polska telewizja, świadomość i twórców i po części też odbiorców jeszcze jest na tym etapie, że nie rozdziela tej telewizji dystrybuowanej ogólnie od telewizji jakościowej, skierowanej do wybranych. Są czynione przecież próby w Polsce, puszczono jakiegoś pilota, ale powiedziano, że nie pójdzie, bo za odważny. Proszę zobaczyć, że jest opór i ze strony państwa i widzów, no i ustawy medialnej. Strasznie jest pod tym względem ciężko.

E. K. – Z polskich seriali najczęściej analizuje się najczęściej właśnie „Klan” i „Plebanię”.

W. B. - Zgadza się, do znudzenia. I jeszcze „Świat według Kiepskich”…

E. K. – Amerykańskie seriale zupełnie wciągają nas w inny świat. Zastanawiałyśmy się dlaczego tak mało jest dobrych polskich produkcji?

W. B. – A dlaczego jest tak mało dobrych polskich filmów w ogóle?  Dlaczego stajemy się potęga w komediach romantycznych, a nie ma rzeczywiście czegoś innego? Po prostu to jest wielki biznes. Jak sobie wyobrazimy, że nad tymi serialami pracują całe zespoły ludzi. Każdy odcinek jest robiony właściwie przez odrębną ekipę, to są ogromne pieniądze, żeby skrypt dobry zrobić, to się nie da zrobić chałupniczo tak jak się u nas po prostu robi.

S. W. – Nawet same trailery kosztują czasem więcej niż w Polsce cały serial.

W. B. – Proszę zauważyć, tam zawsze kalkuluje się klapę, mówimy o tych które się sprawdziły, nie mówimy o tych które zrobiły klapę po dwóch, trzech odcinkach. Ale tam się nikt nie przejmuje oglądalnością. Bo nie tylko oglądalność się liczy, bo tam trudno, żeby w przypadku telewizji jakościowej te słupki ciągle rosły. Jest tak, że wiemy, że zarobimy na gadżetach, wiemy, że zarobimy na dvd, i to jest wszystko łącznie kalkulowane i to daje oddech do tego żeby robić następne.

S. W. – To też związane jest z kulturą konwergencji…

W. B. – Od strony biznesowej. Ma to nawet swoją nazwę – meatkultura nowości.

S.W. -  Kiedy mówi się o polskich serialach, wspomina się o telenowelach i sitcomach, które są nowym gatunkiem w Polsce, pojawiły się one w latach 90. Zapominamy o starych serialach.

W. B. – Tak, to prawda.

S. W. – …które uważa się zresztą za kultowe, które puszcza się do teraz w telewizji.

W. B. – I też nie udało się czegoś podobnego zrobić, przecież była próba robienia nowych „Alternatyw 4”. Nie wiem czy Panie oglądałyście, bo to po prostu żałosne było. Więc w tym tradycyjnym stylu tez to się nie udaje.
S. W. – Wydaje mi się jednak, że takie seriale jak „Stawka większa niż życie”, „Lalka”, „Chłopi” itd. mają więcej wspólnego z metaserialami niż te, które robi się teraz.

W. B. – Absolutnie tak. Pełna zgoda. I przede wszystkim one były robione bardzo dobrze. To było dobre rzemiosło. Poczynając od dobrego scenariusza, tekstu wyjściowego, reżyserii, aktorów, którzy grali wyłącznie tam, więc to nie było na pół gwizdka grane. Ale swoją drogą też zachęcam, bo w ramach nostalgicznych podróży, oglądam sobie takie seriale jak „Przygody Marka Piegusa”. Polecam. To był serial z lat 60. Widać jak kontekst kultury zmienia się i seriale amerykańskie świetnie na to reagują. Ta samoświadomość, dystans do własnego społeczeństwa, tego nie ma absolutnie u nas.

E. K. – Absolutnie nie ma tego u nas, dowodem są wszystkie stereotypowe role kobiety, mężczyzny, czy obrazu rodziny…

W. B. – Obrazu wsi, weźmy na to np. „Ranczo”

E. K. – To jest wszystko schematycznie ułożone, spłycone. Nie wiem czy widać jakąkolwiek różnicę pomiędzy „Na wspólnej” czy „Klanem

W. B. – Nie, nie widać

E. K. – Jeśli jest jakakolwiek przemiana bohatera to dzieje się z tych samych przyczyn, bohater zaczyna pić, albo poznaje nową kobietę.

W. B. – Tak, kwestia aborcji, przecież jak się spojrzy na polskie seriale, tam się temat pojawia, ale zawsze w złym kontekście, że to kończy się jakąś tragedią rodzinną itd. Tak samo in vitro przecież, w jednym serialu przypadkowo któraś z bohaterek zostaje zapłodniona, nigdy nie wybiera się tego wariantu świadomie. One mają być realistyczne, a stają się takimi bajkami właściwie. Wszystkie przemiany bohaterów mają te same przyczyny.

S. W. - Podobnie jest z kwestią homoseksualizmu. Ten wątek jest nieporuszany, a nawet jeśli, to w bardzo stereotypowy sposób.

W. B. – Od razu stereotyp pogania stereotyp, że każdy inteligentny człowiek powinien mieć geja wśród swoich znajomych. A wiadomo, że gej bardzo kocha kobiety i jest bardzo bezpieczny dla nich i w ogóle.

S. W. – Może problem tkwi w mentalności Polaków, że nie potrafimy śmiać się z siebie, nie mamy dystansu do swojej historii

W. B. – I jeszcze to, że nie jesteśmy wyedukowanym medialnie społeczeństwem. Tego się nie da tak szybko nadrobić. Jednak Amerykanie, również Anglicy, bo nie mówimy tylko o amerykańskich serialach, brytyjskie są z kolei zupełnie inne, są krótsze, oparte są na innym pomyśle. Ale w każdym razie to są społeczeństwa, dla których media to rzeczywistość od kilkudziesięciu lat. Oni nie dzielą tego co jest w mediach, i tego co jest rzeczywiste. To jest po prostu jeden świat. U nas jest tak, że telewizja i seriale są po to, żeby patrzeć przez szybę.

S. W. – Bohater nie jest wcale dobry, a mimo to lubimy go bardziej.

W. B. – Naturalnie. Ekstremalnym przykładem jest „Dexter” oczywiście.

S. W. – U nas byłby to nie do pomyślenia.    

W. B. – Tak, i jeszcze jedno. Przede wszystkim te seriale są wielopłaszczyznowe. Najlepszym przykładem, dla mnie  teraz najciekawszym jest „Czysta krew”. To jest oczywiście ożywiony, beznadziejny, wyeksploatowany temat wampiryzmu. Ale tak naprawdę to jest film o stosunku do obcości. Pokazuje jakie pojawiają się problemy w społeczeństwie wielokulturowym i o tym się tam dyskutuje. Pomijając to, że się ogląda to pasjami.

E. K. – Można już obalić to zdanie Postmana, który mówił, że serial nie uczy nas niczego, że oddziałuje tylko na nasze emocje? Wydaje nam się, że te konteksty kulturowe, społeczne, polityczne są niezbędne, żeby zrozumieć serial.

W. B. – Absolutnie. Postman przecież napisał to w 80. latach. On przede wszystkim jedną fałszywą tezę zawsze stawiał, że telewizję tak samo oglądają dzieci jak i dorośli, że niczego nie można się nauczyć. To jest oczywiście nieprawda, a poza tym właśnie wraz z telewizją zmienia się cała kultur. Książka sprzed 12 lat jest już w połowie nieaktualna, i z tego też musimy zdać sobie sprawę. My mówimy o dzisiejszej rzeczywistości, za 5 lat będziemy pewnie o czymś innym rozmawiać. Temat seriali będzie już passe. Będzie coś nowego, tylko nie potrafimy przewidzieć co wejdzie na to miejsce.

S. W. – Organizujemy kolejną edycję konferencji „Czas seriali” z powodu ogromnego zainteresowania serialami. W planach mamy również projekcje wybranych odcinków seriali.

W. B. – Ja jeszcze czekam tylko na dobry serial kowbojski, bo to się zdarzy niebawem. Jestem przekonany.

E. K. – Ostatnio mój tata stwierdził, ze również czeka na ten kowbojski wątek.

W. B. – Wszyscy mężczyźni czekają.

S. W. – Powróćmy jeszcze na moment do polskich seriali. Znalazłby Pan jakieś seriale, które warto obejrzeć?

W. B. – Ze współczesnych?

S. W. – Mogą być dawniejsze…

W. B. – Ja myślę, że po latach wzbogaca się „Czterdziestolatek”, pierwsza seria. Ten film nabiera głębi, bo właśnie przez to, że tego świata już nie ma, możemy się dokładnie przyglądać i porównywać siebie, tak jak się dokładnie przeglądaliśmy my oglądając serial wówczas. Wtedy śmialiśmy się z samych siebie, teraz możemy podejść do tego z taką refleksją. On się broni również realizacyjnie. To jeden z niewielu takich seriali, oprócz oczywiście tych nieśmiertelnych „Stawki…”, „Czterech pancernych…”

E. K. – Strach pomyśleć co „Klan” powie o nas za lat 20 czy 30 kiedy będą to oglądały nasze dzieci…

W. B. – Nie sądzę, by wytrzymały nawet 20 minut.

S. W. – Ja zawsze z sentymentem powracam do serialu „Dom”

W. B. – „Dom” no właśnie. Ale proszę zobaczyć, że mówimy tylko o serialach sprzed 1989 roku… To jest coś niebywałego, że nie istnieje to zjawisko seriali nowych generacji u nas. Ale jak podkreślam, to jest szersze uwarunkowanie. Społeczeństwo nie jest wyedukowane  właśnie w tym kierunku, żeby po prostu czerpać przyjemność, ale jednocześnie…

E. K. – ale jednocześnie by traktować serial jako tekst kultury a nie jak zwykłą rozrywkę. 

W. B. – I jeszcze jeden serial, o którym mi się przypomniało, a mianowicie „Kolumbowie”. Wybitny, do dziś. On jest z kolei ze względów politycznych niepokazywany, bo obowiązuje inna opowieść o powstaniu warszawskim. I koniec.

S. W. – A seriale kryminalne, jak np. „Pitbull”, „Glina”, „Ekstradycja” ze starszych?

W. B. – W tych serialach pokładałbym największe nadzieje, co wiąże się w ogóle z renesansem kryminału w świecie, i po części tez w Polsce. Chociaż w Polsce to jest akurat w dekoracjach historycznych najmocniejsze, ze współczesnym jest troszkę gorzej. Ale to się zaczyna zmieniać. I tu najwięcej bym sobie obiecywał, w takim sensie, że widzę, że ci młodzi twórcy to najbardziej czują, te realia i ten typ opowiadania. Ale i tak nie ma jeszcze takiego odpowiedniego dystansu, jak mają np. Szwedzi, którzy zrobili „Wallandera”. Do tego trzeba trochę innych realiów, innego społeczeństwa, podejścia do świata przedstawionego w serialach. Po prostu polskiego widza się nie kształci, tylko utrwala w pewnym takim tradycyjnym odbiorze. Dlatego młodzi ludzie ściągają z sieci zagraniczne seriale, a nie oglądają telewizji.

S. W. – Mówi się, że polskie seriale kryminalne korzystają z estetyki kina hollywoodzkiego, ale są tak mocno osadzone w polskiej rzeczywistości, że to przyciąga.

W. B. – Ale tu też jest kwestia pieniędzy, bo już dawno temu miał być serial wg Krajewskiego o Mocku, Gajos miał wcielić się w rolę głównego bohatera, no i nic z tego nie będzie, bo nie znalazła się odpowiednia pula pieniędzy. To byłby świetny serial, europejski hit. Sto procent. Wszystko już było gotowe, scenariusz sam Krajewski napisał, potem fachowcy od filmu to jeszcze wzmocnili i myślę, że sporo straciliśmy.

S. W. – Czyli pomijając kwestie budżetu, to chodzi o nas samych, naszą mentalność?

W. B. – W takim modnym języku powiedziałbym w ten sposób, że nigdzie lepiej nie widać, że jesteśmy krajem postkolonialnym, w tym sensie, że teraz bierzemy i zakładamy, że my tylko kopiujemy pewne rzeczy z Zachodu, z którym mieliśmy utrudniony kontakt, i nic nie możemy od siebie dać, tylko zawsze z większym czy mniejszym opóźnieniem coś kopiujemy. A to zapóźnienie, z punktu widzenia tych wszystkich rewolucyjnych rzeczy, które się dzieją w telewizji światowej, ta różnica się powiększa, dystans. Być może to będzie nie do nadrobienia, tym bardziej, że prywatne polskie telewizje też wcale w tym kierunku nie idą, zrezygnowały z większości pomysłów, takich których miał np. TVN. Kolejna kwestia to kupowanie tych formatów jak „Niania”, to jeszcze dało się oglądać, bo różnice jakoś mniej drażniły. Ale kolejny zakupiony format, gdzie oryginalnie było widać różnicę wieku bohaterów np., a w Polsce wszyscy chcą oglądać wypacykowanych, idealnych ludzi. Widać jak myślą sami twórcy, nie dowierzają, że można coś zmienić. To jest takie błędne koło. Nikt nie traktuje poważnie odbiorcy. W Stanach to jest coś oczywistego, że telewizja jest głównym czynnikiem zmiany społecznej. Ostatnią rzeczą, której służy jest polityka, a u nas jest odwrotnie.

E. K. – U nas najpierw jest polityka i poprawny światopogląd. Wszelkie problemy, które pojawiają się na ekranie pokazują, że za chwilę będzie dobrze i ten porządek trzeba utrzymać.

W. B. – Dokładnie tak.

Milanówek, 29 kwietnia 2011 r.

niedziela, 19 lutego 2012

30 gorących minut

Gorąca noc, niczym na wybrzeżu w Los Angeles. Tylko oni mogą nas uratować od powodzi abstraktów!

sobota, 18 lutego 2012

Polały się łzy ...

Jak myślicie, skąd te łzy?
Wciąż czekamy na Wasze abstrakty, nie chcecie chyba doprowadzić to tego, byśmy skończyli jak bohaterka serialu Enlightened?

czwartek, 16 lutego 2012

Odliczanie trwa!

Kolejny dobry dzień z abstraktami za nami. Zegar nieubłaganie odmierza jednak czas do końca naboru na konferencję. Jeszcze tylko przez 4 dni czekamy na Wasze zgłoszenia. Do 19 lutego macie szansę podzielić się z nami swoim pomysłem na referat.

Uwaga! dla wszystkich niezdecydowanych,  planujemy wydanie pokonferencyjnej dwujęzycznej publikacji. Kuszące? Nie ma co zwlekać, tylko oglądać seriale i słać abstrakt.

Wyniki rekrutacji na konferencję ogłoszone zostaną do 26 lutego.

Przypominamy, iż Czas Seriali to konferencja naukowa otwarta dla wszystkich. Wstęp na nią jest wolny, opłatę konferencyjną ponoszą tylko prelegenci. Czas Seriali to także festiwal, miejsce poza własnym laptopem gdzie obejrzeć można będzie ulubione telewizyjne produkcje. Czekamy na Was 27 i 28 marca w Poznaniu w Collegium Maius!

czwartek, 9 lutego 2012

UWAGA!! Zmiany!

Uwaga, czekamy na zgłoszenia jeszcze do 19. lutego. Śpieszcie się, chyba nie chcecie by Czas Seriali Was minął?